sobota, 22 września 2012

Stratford

Dzisiaj byliśmy w mieście Szekspira, więc natchnęło mnie trochę do pisania. Wycieczka do Stratford była zorganizowana przez uczelnię, więc kupując bilet nie musieliśmy się już o nic więcej martwić, załatwili nam nawet przewodnika. Miasteczko jest małe, ale pełne turystów. Odwiedziliśmy chyba wszystkie domy, gdzie mieszkał Szekspir lub jego rodzina.  Poniżej kilka zdjęć.







Pierwszy tydzień na uczelni minął bardzo luźno. Students' Union zorganizowało nam mnóstwo spotkań, sportowych, integracyjnych i informacyjnych. W przeciwieństwie do polskich uczelni, profesorowie są dla studentów, a nie odwrotnie. We wszystkim pomagają i można się do nich zwracać po imieniu:)
Wolverhampton jest pełne Polaków. Mam ich w domu, na uczelni, w sklepie... wszędzie. O krok od domu stoi stadion piłkarski:



Parę dni wcześniej pojechaliśmy też do Birmingham, w poszukiwaniu pracy. W przeciwieństwie do Wolverhampton, jest tam ładnie - mieszanka zarówno starych jak i nowoczesnych budynków. 




sobota, 25 sierpnia 2012

The End

Po 8 tygodniach moja praktyka dobiegła końca. Mimo że na początku 2 miesiące wydawały się strasznie długie, to zleciały niewiadomo kiedy. Ostatni tydzień był tygodniem pożegnań i załatwiania mnóstwa spraw. Trzeba było dokończyć wszystkie badania, napisać raport i spotkać się ze wszystkimi znajomymi. 
W czwartek zorganizowaliśmy sobie wieczór muzyczny z muzyką z naszych państw. Słuchaliśmy więc piosenek niemieckich, japońskich, serbskich, polskich, brazylijskich i estońskich. 
Zdjęcie jest niewyraźne, ale doskonale oddaje klimat tego spotkania. 


W piątek było bardziej na wesoło. Graliśmy m.in. w głuchy telefon w różnych językach. 
Po pracy poszliśmy też do New Inn - najbardziej popularnego pubu przy uczelni. Na pożegnanie dostałam wielką torbę pełną prezentów:) I nie pytajcie, gdzie to wszystko zapakowałam. 



Ponieważ praca z robakami wbrew pozorom nie jest zbyt popularna, mało kto będzie miał szansę je zobaczyć. Dlatego przygotowałam krótki filmik i zdjęcia;)




poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Sunderland

To już praktycznie ostatni weekend tutaj. Razem z Heidi z Estonii wybrałyśmy się do Sunderland na małe zakupy. Tym razem pojechałyśmy autobusem. Podróż jest dłuższa niż pociągiem, ale za to tańsza i po drodze można zobaczyć nowe miejscowości. Autbousy jeżdżą tutaj bardzo szybko, myślę że nawet szybciej niż samochody na polskich drogach.

Sunderland jest położone nad Morzem Północnym i głównie dlatego wybrałyśmy je na cel podróży. Po południu, gdy wszystkie sklepy były już zamknięte poszłyśmy na plażę. W porcie było pełno małych łódeczek i rybaków. Pogoda była świetna jak na Wielką Brytanię, ale nikt się nie kąpał w morzu, bo niestety woda jest dosyć zimna. Na plaży zamiast piasku pełno kamieni i wszędobylskie psy. W mieście ich prawie nie widać, za to poza jest ich mnóstwo.

Na pewno możemy polecić Sunderland na wycieczkę w słoneczny dzień, ale jeśli miałoby padać, to na prawdę nie ma tam zbytnio co robić. Chociaż trzeba przyznać, że jak każde miasteczko nad morzem, ma swój urok.





A dziś niedziela, ostatnia... Razem z Nikola poszliśmy do Old Fulling Mine. Kolejne malutkie muzeum w Durham, które przedstawia historię miasta. Jest tam też wystawa poświęcona szkieletom. Ogólnie nic specjalnego.


niedziela, 12 sierpnia 2012

Edynburg

Od samego rana dzień był pełen przygód. A zaczęło się od tego, że nasz nowy Japończyk zaspał. Niestety dworzec jest dosyć daleko i przez to opóźnienie mogliśmy się spóźnić na pociąg, a wtedy bilet przepada. Zadzwoniliśmy  chyba do 10 firm z taksówkami, ale prawie nikt nie pracuje tak rano. Na szczęście w ostatniej chwili udało nam się złapać jedną i w przeciągu 3 minut znaleźliśmy się na dworcu, przed pociągiem:)

Podróż do Edynburga zajmuje 2 godziny. Bilety trzeba kupić oczywiście wcześniej (im wcześniej tym taniej).   Przez większą część drogi można podziwiać przez okno wybrzeże.

Już na miejscu prześliśmy się trochę po mieście i dookoła zamku. Od samego rana jest tam pełno ludzi. W ten weekend jeszcze więcej niż normalnie, bo właśnie trwa festiwal. Na ulicach jest pełno autokarów z turystami. Naszym pierwszym celem była wycieczka z przewodnikiem. Po raz kolejny się nie zawiedliśmy. Było długo, ciekawie i wesoło. Posłuchaliśmy trochę o historii miasta, no i oczywiście o Harrym Potterze, który jest tam po prostu na każdym kroku.
Po wycieczce mieliśmy zniżkę w jednej z restauracji. Zamówiliśmy jakieś tradycyjne brytyjskie dania, ale tylko utwierdziliśmy się w przekonaniu, że jednak na kuchni to się tutaj nie znają.
Po południu wybraliśmy się do National Museum. Z tarasu mieliśmy świetny widok na całe miasto. Odwiedziliśmy też najbrzydszy budynek w mieście - Scottish Parliament i rezydencję królowej Holyrood Palace. Nie zabrakło oczywiście czasu na małe zakupy.

W drodze powrotnej w pociągu spotkaliśmy naszych znajomych, którzy byli już wcześniej w Edynburgu, więc wybrali się na inną wycieczkę.

Podsumowując, na pewno warto wybrać się do Edynburga. Jeden dzień, to niestety za mało żeby zobaczyć wszystko. Warto skorzystać z wycieczek z przewodnikiem, bo chodząc samemu trudno dowiedzieć się czegoś więcej o najciekawszych miejscach.


W restauracji


Scottish Parliament


Holyrood Palace


Z pieskiem Bobby


Edinburgh Castle


 National Museum


 Durham

piątek, 10 sierpnia 2012

W pracy

Na praktyki jedziemy nie tylko dla zabawy, dlatego opiszę trochę na czym polega moja praca. Większość czasu spędzam przy mikroskopie oglądając robaki. Muszę je liczyć i przenosić na nowe płytki. Na początku zajmowało mi to nawet do 4h, ale trochę praktyki i można to zrobić w niecałe 2h. Wszyscy pracują raczej samodzielnie, chyba że robię coś zupełnie pierwszy raz, to zawsze ktoś mi pokaże. Nikt nikomu nie patrzy na ręce, więc można czuć się bardzo swobodnie. Nawet jeśli coś mi nie wyjdzie, to po prostu robię to drugi raz. Nie ma presji, że sprzęt i odczynniki są drogie i muszę je maksymalnie oszczędzać. 

Pracę zaczynam zazwyczaj między 10 a 11. Rano laboratorium jest prawie puste. Potem ok. 12-13 wszyscy idą na lunch. Zazwyczaj kończymy ok. 17. Może się wydawać, że nie robimy zbyt wiele, ale nawet te 6h potrafi być męczące, zwłaszcza jeśli robi się kilka rzeczy jednocześnie. W czasie przerwy wszyscy schodzą do atrium. Zazwyczaj siedzimy w tych samych grupach w jakich pracujemy w laboratoirum. Wyjątkiem są oczywiście Chińczycy, którzy zawsze siedzą razem. Można tam też poczytać gazetę, obejrzeć coś w tv, podgrzać obiad lub po prostu wypić kawę.

Do wszystkich mówi się po imieniu. Nie ważne czy ktoś jest tylko studentem, czy profesorem, czy ma 18 czy 50 lat. Idąc korytarzem wszyscy się do siebie uśmiechają i mówią sobie cześć, nawet jeśli się nie znają. 
Praktycznie w każdym laboratorium dostępne jest miejsce, gdzie można korzystać z komputera. Mamy też  pokój na parterze, gdzie można dodatkowo korzystać z drukarki. Trochę jak na amerykańskich filmach, na korytarzu każdy ma swoją metalową szafkę. 










czwartek, 9 sierpnia 2012

Rugby

Dzisiaj nareszcie było słonecznie i "gorąco', może nawet z 25 stopni:D  Na lunch poszliśmy dzisiaj do Botanic Garden. Jak zwykle było tam pełno ludzi i trudno było znaleźć wolny stolik na powietrzu. W ostateczności zawsze można zrobić piknik na trawie.


Po pracy dostaliśmy zaproszenie na mecz rugby. Przyszli ludzie z różnych laboratoriów. Głównie z Wydziału Chemii. Nigdy wcześniej w to nie grałam, ale zabawa byla przednia. Polecam:) Z resztą zobaczcie sami:



wtorek, 7 sierpnia 2012

Wieczorami...

...po cichu zakradamy się do pokoju z telewizorem. Dostaliśmy kiedyś kod otwierający drzwi i teraz już bez pytania z niego korzystamy. A w pokoju mamy DVD i Blue-ray, wygodne kanapy, biblioteczkę i klimat prawie jak w kinie. Każdego dnia przybywa też osób. Mamy już komplet praktykantów (całe 6 osób:D), ale  dołączają do nas też inni.